Czerwcowy sandacz - czyli sezon na sandacze pora zacząć

Bez względu na pogodę czy temperaturę wody, czerwcowe sandacze jeszcze nie wyzbyły się swej tarłowej agresji. W dalszym ciągu możemy się z nimi spotkać na twardych płyciznach, w pobliżu swoich gniazd. I mimo, że od tarła już chwilę upłynęło, sandacze dalej bronią swojego terytorium. Dlatego w czerwcu szukam tych ryb na płyciznach a przynętę podaję agresywnie.



Moimi ulubionymi przynętami na początek sezonu są jerki. Muszą być duże i robić sporo zamieszania w wodzie. Nawet piętnastocentymetrowa przynęta zostanie zaatakowana przez ledwo wymiarowego sandacza. Zamiennie do jerków używam jaskrawych gum na sporym jak na głębokość łowiska, obciążeniu. Na metrowej wodzie często łowię nawet 20 gramową przynętą. Wszystko po to, by sprowokować ciągle agresywnego drapieżnika do ataku. Oczywiście ryby spotkamy też na typowych, głębokich łowiskach, ale ich złowienie wymaga zupełnie innej techniki. Moje, płytkie sandacze rok rocznie stoją w tych samych miejscach.



Używam solidnego sprzętu. Sztywne, krótkie wędzisko, plecionka i solidny przypon z fluorocarbonu. Na niewielkich głębokościach walka wygląda bardzo dramatycznie. Ryba nie ma gdzie się wyszaleć i niemal tuż po braniu, cała walka toczy się przy powierzchni.



O ile czas na to pozwala, nad wodą spędzam cały dzień. Czasem pora najlepszych brań przypada na wczesny świt, czasem jest to samo południe, a bywa i tak, że ryby dopiero wieczorem zaczynają być aktywne. Długi, czerwcowy dzień nad wodą w oczekiwaniu na brania może znużyć każdego. Wiem jednak, że w tych samych miejscach o tej porze roku spodziewać się mogę także szczupaków i okoni, więc jeśli przez dłuższą chwilę nie mam sandaczowego brania, przerzucam się na inne gatunki. Dla mnie to najwspanialszy miesiąc w roku. Czasu aby być wszędzie oczywiście brakuje, dlatego gdy jestem już nad wodą, wykorzystuję go w stu procentach.

Tekst i foto:
Wojciech Krzyszczyk